Z życia wzięte
Za Gazetą Wyborczą: Czy zabójca jechał za niemieckimi turystami setki kilometrów?. Czyli sprawa tajemniczego morderstwa na Warszawskim Mokotowie.
Policja ciągle zachodzi w głowę, co było motywem zabójstwa niemieckich turystów na warszawskim Mokotowie. Jedna z wersji, którą śledczy intensywnie sprawdzają, zakłada, że zabójca pochodził z Niemiec i być może jechał za swoimi ofiarami aż do Polski. Ale jaki mógł mieć motyw: zemstę? porachunki? Bo choć robocza wersja zakładała rabunek, to raczej nie wchodzi on w grę.
Sprawa tajemniczego zabójstwa niemieckich turystów na warszawskim Mokotowie jest jednym z głównych tematów nie tylko mediów polskich, ale i niemieckich. Te ostatnie ustaliły, że ofiary to Peter H. (emerytowany pracownik zakładu ubezpieczeń), lat 61, i Silke G., lat 62 - zapaleni turyści, którzy postanowili spędzić resztę życia, podróżując po świecie.
Mieszkali w Hamburgu-Schnelsen, w 68-metrowym mieszkaniu. Ale nie byli typowymi emerytami. Witalni, otwarci na ludzi najchętniej podróżowali. Kilka razy w roku wyjeżdżali swoim vw crafterem, który jeszcze przed przejściem na emeryturę przerobili na kampera, na kilkutygodniowe wyprawy - czytamy w "Deuche Welle".
Co więcej, Silke i Peter byli niedawno bohaterami wywiadu w tygodniku "STERN". 29 marca br. na łamach gazety opowiadali o swoich marzeniach, na realizację których pracowali całe życie, i o wolności, jaką czują.
Ale wolność Petera H. i Silke G. skończyła się nagle w Warszawie, w kilka tygodni po artykule, jaki ukazał się na łamach hamburskiego tygodnika. Zwykły przypadek. Na pewno?
Nie zdążył nic powiedzieć
Para turystów została zamordowana w sobotę wieczorem na terenie ogródków działkowych przy ul. Wolickiej, u zbiegu Czerniakowskiej i Trasy Siekierkowskiej. Zbrodnię odkryli przypadkowi przechodnie, którzy wezwali policję. Jak ustalono, do kobiety ktoś strzelił cztery razy z broni palnej, w tym trzy w głowę. Mężczyzna zginął od strzału w głowę. Miał także ranę kłutą szyi. Kiedy go znaleziono, jeszcze żył. Nie zdążył jednak nic powiedzieć. Zmarł po przewiezieniu do szpitala.
Czy zabójca jechał za nimi aż z Niemiec?
Jedną z wersji, którą obecnie sprawdza policja, jest podejrzenie, że morderca pochodził z Niemiec. - Polscy policjanci korespondują z niemieckimi funkcjonariuszami i wymieniają informacje. Ta współpraca jest na tyle intensywna, że można wnioskować, iż trop jest dosyć poważny - powiedział nam anonimowo policjant z wydziału do walki z terrorem.
Czy więc zabójca jechał za turystami aż do Polski? I co mogło być powodem takiego zaangażowania? Z wywiadu socjalnego przeprowadzonego przez hamburską policję wynika, że Peter Huep i Silke Groß byli porządnymi, nierzucającymi się oczy mieszkańcami Hamburga. Żadnych narkotyków. Żadnych podejrzanych interesów. Rasowi turyści. Byli w drodze na Ukrainę - ustalił "Deuche Welle".
Para emerytów podróżowała po świecie czerwonym volkswagenem przerobionym na dom na kołach. Dotarła nim nawet do Afryki.
Przestępca z pistoletem nie zabija dla kilkuset złotych
Z samochodu pary, turystycznej wersji vw craftera, właściwie nic nie zginęło. Brakowało jedynie dokumentów kobiety. Sprawca prawdopodobnie zabrał jej torebkę. Ale czy to jej zawartość była powodem zabójstwa? - Cechą wyróżniającą tę sprawę jest to, że ofiarami były osoby, których majątek nominalnie jest niewielki. A przestępca, który posługuje się pistoletem, raczej nie zabija dla 1500 złotych. Napady z bronią palną mają zazwyczaj miejsce, kiedy chodzi o poważne precjoza i są one dużo wcześniej planowane - rozważa w rozmowie z portalem Gazeta.pl Dariusz Loranty, były negocjator policyjny.
Jak dodaje, zabójstwo zostało dokonane dość precyzyjnie, co może wskazywać na motyw rozliczeniowy lub zemstę. - Ale to tylko przesłanka. Nie możemy stwierdzić po sposobie zabójstwa, co było motywem - zaznacza.
Co wie niemiecka policja?
Hamburska policja, podobnie jak polska, na temat śledztwa nie chce się wypowiadać. - Uzgodniliśmy z prokuratorem w Hamburgu, że prokuratura odpowiadać będzie na pytania dziennikarzy - powiedział rzecznik policji miasta-landu.
Oczywiście powołano grupę i wszczęto postępowanie o zabójstwo przeciwko nieznanemu sprawcy. To obowiązek prawny. Ofiary pochodzą z Hamburga. Motyw? To stanowi nadal zagadkę.
Bardzo dziwna zbrodnia
Rzecznik prokuratury w Hamburgu, Wilhelm Möllers, przyznaje w rozmowie z "Deuche Welle", że metoda zabójstwa pary przypomina egzekucję. Poza tym twierdzi, że na temat śledztwa nie wie więcej niż śledczy w Warszawie. Ci zaś oszczędnie wypowiadają się na temat sprawy. W luźnej rozmowie przyznają jednak, że historia jest bardzo zagadkowa. - To bardzo dziwna zbrodnia. Sam jestem ciekaw, jakie jest rozwiązanie - przyznał niedawno jeden ze stołecznych policjantów. A dlaczego bardzo dziwna? - A o ilu podobnych sprawach pisaliście w ostatnim czasie? Nie przypominacie sobie? No właśnie - ja też takiego zabójstwa nie pamiętam - stwierdził.
Policja ciągle zachodzi w głowę, co było motywem zabójstwa niemieckich turystów na warszawskim Mokotowie. Jedna z wersji, którą śledczy intensywnie sprawdzają, zakłada, że zabójca pochodził z Niemiec i być może jechał za swoimi ofiarami aż do Polski. Ale jaki mógł mieć motyw: zemstę? porachunki? Bo choć robocza wersja zakładała rabunek, to raczej nie wchodzi on w grę.
Sprawa tajemniczego zabójstwa niemieckich turystów na warszawskim Mokotowie jest jednym z głównych tematów nie tylko mediów polskich, ale i niemieckich. Te ostatnie ustaliły, że ofiary to Peter H. (emerytowany pracownik zakładu ubezpieczeń), lat 61, i Silke G., lat 62 - zapaleni turyści, którzy postanowili spędzić resztę życia, podróżując po świecie.
Mieszkali w Hamburgu-Schnelsen, w 68-metrowym mieszkaniu. Ale nie byli typowymi emerytami. Witalni, otwarci na ludzi najchętniej podróżowali. Kilka razy w roku wyjeżdżali swoim vw crafterem, który jeszcze przed przejściem na emeryturę przerobili na kampera, na kilkutygodniowe wyprawy - czytamy w "Deuche Welle".
Co więcej, Silke i Peter byli niedawno bohaterami wywiadu w tygodniku "STERN". 29 marca br. na łamach gazety opowiadali o swoich marzeniach, na realizację których pracowali całe życie, i o wolności, jaką czują.
Ale wolność Petera H. i Silke G. skończyła się nagle w Warszawie, w kilka tygodni po artykule, jaki ukazał się na łamach hamburskiego tygodnika. Zwykły przypadek. Na pewno?
Nie zdążył nic powiedzieć
Para turystów została zamordowana w sobotę wieczorem na terenie ogródków działkowych przy ul. Wolickiej, u zbiegu Czerniakowskiej i Trasy Siekierkowskiej. Zbrodnię odkryli przypadkowi przechodnie, którzy wezwali policję. Jak ustalono, do kobiety ktoś strzelił cztery razy z broni palnej, w tym trzy w głowę. Mężczyzna zginął od strzału w głowę. Miał także ranę kłutą szyi. Kiedy go znaleziono, jeszcze żył. Nie zdążył jednak nic powiedzieć. Zmarł po przewiezieniu do szpitala.
Czy zabójca jechał za nimi aż z Niemiec?
Jedną z wersji, którą obecnie sprawdza policja, jest podejrzenie, że morderca pochodził z Niemiec. - Polscy policjanci korespondują z niemieckimi funkcjonariuszami i wymieniają informacje. Ta współpraca jest na tyle intensywna, że można wnioskować, iż trop jest dosyć poważny - powiedział nam anonimowo policjant z wydziału do walki z terrorem.
Czy więc zabójca jechał za turystami aż do Polski? I co mogło być powodem takiego zaangażowania? Z wywiadu socjalnego przeprowadzonego przez hamburską policję wynika, że Peter Huep i Silke Groß byli porządnymi, nierzucającymi się oczy mieszkańcami Hamburga. Żadnych narkotyków. Żadnych podejrzanych interesów. Rasowi turyści. Byli w drodze na Ukrainę - ustalił "Deuche Welle".
Para emerytów podróżowała po świecie czerwonym volkswagenem przerobionym na dom na kołach. Dotarła nim nawet do Afryki.
Przestępca z pistoletem nie zabija dla kilkuset złotych
Z samochodu pary, turystycznej wersji vw craftera, właściwie nic nie zginęło. Brakowało jedynie dokumentów kobiety. Sprawca prawdopodobnie zabrał jej torebkę. Ale czy to jej zawartość była powodem zabójstwa? - Cechą wyróżniającą tę sprawę jest to, że ofiarami były osoby, których majątek nominalnie jest niewielki. A przestępca, który posługuje się pistoletem, raczej nie zabija dla 1500 złotych. Napady z bronią palną mają zazwyczaj miejsce, kiedy chodzi o poważne precjoza i są one dużo wcześniej planowane - rozważa w rozmowie z portalem Gazeta.pl Dariusz Loranty, były negocjator policyjny.
Jak dodaje, zabójstwo zostało dokonane dość precyzyjnie, co może wskazywać na motyw rozliczeniowy lub zemstę. - Ale to tylko przesłanka. Nie możemy stwierdzić po sposobie zabójstwa, co było motywem - zaznacza.
Co wie niemiecka policja?
Hamburska policja, podobnie jak polska, na temat śledztwa nie chce się wypowiadać. - Uzgodniliśmy z prokuratorem w Hamburgu, że prokuratura odpowiadać będzie na pytania dziennikarzy - powiedział rzecznik policji miasta-landu.
Oczywiście powołano grupę i wszczęto postępowanie o zabójstwo przeciwko nieznanemu sprawcy. To obowiązek prawny. Ofiary pochodzą z Hamburga. Motyw? To stanowi nadal zagadkę.
Bardzo dziwna zbrodnia
Rzecznik prokuratury w Hamburgu, Wilhelm Möllers, przyznaje w rozmowie z "Deuche Welle", że metoda zabójstwa pary przypomina egzekucję. Poza tym twierdzi, że na temat śledztwa nie wie więcej niż śledczy w Warszawie. Ci zaś oszczędnie wypowiadają się na temat sprawy. W luźnej rozmowie przyznają jednak, że historia jest bardzo zagadkowa. - To bardzo dziwna zbrodnia. Sam jestem ciekaw, jakie jest rozwiązanie - przyznał niedawno jeden ze stołecznych policjantów. A dlaczego bardzo dziwna? - A o ilu podobnych sprawach pisaliście w ostatnim czasie? Nie przypominacie sobie? No właśnie - ja też takiego zabójstwa nie pamiętam - stwierdził.
Komentarze
Prześlij komentarz